Ksiądz Reginald Krzyżanowski przybył do Sumina w 1924 roku. Dał się poznać jako przyjaciel młodzieży i dzieci. Prowadził Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, rozwijał działalność Stowarzyszenia „Dzieciątko Jezus”. Dla dzieci organizował różne zabawy i wycieczki. Uczył ich wtedy odmawiania różańca świętego i śpiewania różnych pieśni.
W nocy z 15 na 16 października 1939 roku około godziny 23.30 na plebanię do Sumina przyjechało trzech Niemców z Egonem Siewertem na czele. Wszyscy trzej byli upojeni alkoholem. Dla ks. Reginalda nadeszły ciężkie i tragiczne chwile. Hitlerowscy zbrodniarze przed aresztowaniem dotkliwie bili kapłana po całym ciele, w sposób wyszukany zadawali mu ból i cierpienie, oraz zmuszali do haniebnych czynów. Przymuszono go, m.in. do aktu płciowego z gosposią. Dla oprawców była to tylko zabawa. W końcu nad ranem postanowili zawieźć go do starogardzkiego więzienia.
Podróż do Starogardu z pijanym esesmanem za kierownicą skończyła się w rowie. Gestapowcy pobudzili okolicznych mieszkańców, aby wyciągnęli samochód z rowu. W tym czasie E. Siewert „paradował” po wiosce w birecie ks. Reginalda. Parafianie odebrali ten fakt jako wyraz pogardy, nienawiści do wiary i kapłana.
Ksiądz Krzyżanowski miał w tym czasie okazję uciec. Nie uczynił tego, bo zdawał sobie sprawę, że gdy on ucieknie, oprawcy rozstrzelają jego parafian. Fakt ten wskazuje, że ks. Krzyżanowski dobrowolnie i świadomie udawał się na śmierć męczeńską.
W starogardzkim więzieniu spotkał ks. Ignacego Stryszyka, jeńca wojennego z obozu Nienburg. To jemu zawdzięczamy spisanie wspomnień tamtych dramatycznych chwil. Opisał m.in. wygląd skatowanego ks. Reginalda, który nad ranem siedział w więziennym korytarzu trzęsąc się i płacząc. Miał się pytać wtedy, nie rozumiejąc jeszcze okrucieństwa faszystowskich oprawców, dlaczego oni tak biją więźniów. Po południu ok. godziny 14.00 wsadzono go wraz z pozostałymi księżmi do dwóch autobusów i wywieziono na rozstrzelanie do Lasu Szpęgawskiego.